Włoski Hurricane Heat nie był pierwszym zagranicznym eventem w mojej historii. Swoją drogę po mrocznej stronie Spartan Race rozpocząłem w Austrii podczas pierwszej edycji H3X w 2019 roku. Rok później wziąłem udział w HH na Majorce oraz HH12HR w Andorze. Co do zasady, każdy event powinien być prowadzony po angielsku oraz w lokalnym języku, chyba, że wszyscy uczestnicy są z tego samego kraju. Niby to oczywiste, ale lęk przed znajomością języków innych niż angielski paraliżował mnie od zawsze. Przecież to na wzajemnym porozumieniu opiera się każda burza. Pamiętam jak dziś Huragan we francuskim Valmorel. Obserwowałem ich z okna hotelu, podążyłem za nimi nawet dalej, mimo zimowej aury, chciałem być tam z nimi, ale wtedy nie usłyszałem ani jednego słowa po angielsku. Po powrocie do Polski, zapytałem się Kryptei z Francji, co w sytuacji jeśli nie znam francuskiego, czy mogę wziąć udział w ich wydarzeniu? Odpowiedź brzmiała: Jak najbardziej. Prowadzący głównie mówią po francusku, ale Krypteia i jego team dobrze znają angielski. Zresztą nie martw się, język to żaden problem. „You will learn french during the event!„. Pomyślałem: nieźle, kolejny dodatkowy stres? Temat ucichł, a ja postanowiłem skupić się na wydarzeniach w Centralnej Europie. Na początku też nie było łatwo, ale w miarę, gdy Huraganów przybywało na koncie, utwierdzałem się w przekonaniu, że rzeczywiście, język nie jest barierą. Zawsze ktoś coś powie po angielsku, wytłumaczy migowo, ostatecznie sam pokaże i razem dojdziemy do wspólnej nici porozumienia. Włochy planowałem od 2 lat, niestety zawsze coś wypadało po drodze. Takie losy pisze życie. Na szczęście wreszcie udało się dopiąć wszystkie elementy i zmierzyć się z burzą nad morzem adriatyckim. Nie łatwo jest też przygotować się do Huraganów, kiedy planujesz lot samolotem. Mając wykupiony jedynie bagaż podręczny, na pokład nie da się zabrać noża czy innych gabarytowych fantów, wymaganych na wydarzenie. Tylko dzięki uprzejmości przyjaciół HH w Misano dał się ogarnąć w tym temacie.
Poza standardowym wyposażeniem, wymagane było dodatkowo wiadro 30l oraz małe wiaderko do piaskownicy. Pomyślałem, że to drugie ogarnę na miejscu, wszak lokalizacja jest blisko mnóstwa plaż. Niestety trochę nam zeszło zwiedzanie Misano i wpadłem w lekką panikę, gdy nastał piątkowy wieczór, a ja nie miałem pełnej listy fantów. Wiaderka nie znalazłem w dwóch sklepach, poleciałem więc bliżej plaży i na szczęście udało się zdobyć je w wypożyczalni rowerów 🙂 Odetchnąłem z ulgą. Bez pełnej listy wymaganych rzeczy, start byłby niemożliwy. Uspokojony faktem, że mam już wszystko, wróciliśmy do hotelu. Szybka kolacja, ostatnia weryfikacja wyposażenia i mała drzemka. Pobudka o godzinie 2 w nocy. Zjadłem małe nocne śniadanie i ruszyłem w kierunku festiwalu.
Noc była bardzo ciepła, zapowiadało się na bardzo udany Huragan. Punktualnie o 3:30 wydarzenie ruszyło. Lista obecności sprawdzona. Kiedy Carlo Petruzz – Lead Krypteia przedstawił mnie jako gościa z Polski, zrobiło mi się miło. Dziękuję za to wyróżnienie. Nie spodziewałem się. Przez ten fakt, event był prowadzony zarówno po włosku, jak i po angielsku. Dostaliśmy trochę teorii, czym jest Huragan, czym są wydarzenia Extreme Endurance, czego możemy się spodziewać i na co zwracać uwagę. Pokreślona została tu rola drużyny jako całości jako klucz do sukcesu. Po tym nastąpiło sprawdzenie listy fantów. Łagodnie, bardziej ludzko niż w CEU, na spokojnie mieliśmy wyłożyć wszystko przed siebie z otwartmy oczami. Po czym dostaliśmy 30 sekund na schowanie z powrotem, przy okazji studenci dostali wyjaśnienie, że często na tego typu eventach działa się pod presją czasu, oraz że wiedza, gdzie masz co schowane przydaje się bardzo – gdyż np. podczas AGOGE sprawdzenie listy fantów dzieje się z zakrytymi oczami i na czas. Pomyślałem, że my to mamy już w standardzie, a tu się o tym opowiada jak o czymś egzotycznym. Uśmiałem się w środku… 🙂 Przyszedł czas na rozgrzewkę, były przysiady, planki, pajacyki, burpeesy. Idealnie na nocne rozbudzenie.
Zapaliliśmy światełka na plecakach i ruszyliśmy… Wróc! Zdjęliśmy buty i skarpetki i dopiero ruszyliśmy w nieznane. Mieliśmy poczuć naturę bezpośrednio poprzez dotyk podłoża. To było coś nowego dla mnie. Tak zostało przez 3,5h. Przy wyjściu z terenu festiwalu, zostaliśmy podzieleni na 3 drużyny (4, 4 i 5 osób), a każda z drużyn wzięła ze sobą paletę. Poszliśmy nad morze. odstawiliśmu fanty i ruszyliśmy prosto do wody. A w niej kilka przysiadów, planków, co chwilę brnąc dalej w głąb morza. Woda była bardzo przyjemna, cieplutka, nie miałem oporów zanurzyć się w całości. To było bardzo przyjemne. Niech żyją Aqua-Burpees!
Pierwszym głównym zadaniem było napełnienie dużych, 30l wiader wodą za pomocą małych wiaderek do piasku, z tym, że zadanie należało wykonywać w 2 osoby, tak, aby jedna osoba używała tylko rąk, a druga tylko nóg. Wiadra były ustawione na początku plaży, a więc do morza było trochę tyrania. Zrobiliśmy to na 3 sposoby (zamieniając się w parach), najpierw osoba szła na rękach w pozycji planka a jej nogi trzymała druga osoba (wiaderko w zębach), potem na barana, a na końcu ciagnąc za nogi w siadzie. Zadanie typowo siłowe, bo po piasku ciągnąc osobę w dół/pod górę wymagało nieco krzepy.
Następnie wylaliśmy zdobytą wodę i spakowaliśmy się ze wszystkimi naszymi rzeczami na palety. Rozpoczęliśmy marsz, a potem bieg z tymi paletami wzdłóż morza, przez falochrony z kamienii, na drugą plażę. Tam wyciągnęliśmy 10l wodoodporne worki i mieliśmy zrobić z nich bojki nadmuchane powietrzem tak, aby uniosły na wodzie nasze palety, podczas gdy my trzymaliśmy się nich maszerując po szyję w wodzie. Przeszliśmy kolejny falochron i do worków wsypaliśmy piach. Zainstalowaliśmy całość na palety i od tej pory zrobiło się bardzo ciężko. Ja byłem w drużynie z 2 dziewczynami, ale za to w 5 osób, co drastycznie zwiększyło ciężar palety. Myślę, że od tego momentu, nasza drużyna zgrała się idealnie w jeden organizm. Pokręciliśmy się z tym ciężarem tu i tam, pobiegaliśmy i przyszliśmy na wschód słońca pod spartańską linę, która stała tuż na plaży. Tam dostaliśmy zadanie drużynowe, ale składające się z indywidualnych sekcji. Wspomniane było, że HH to nie tylko praca fizyczna, ale też i mentalna. I tak mieliśmy na każdą drużynę 5 łamigówek logicznych w postacji splątanych dwóch kawałków metalu, które trzeba było rozplątać nieużywając siły, a sposobu – ale dopiero po zrobieniu pętli. Pętelka zaś składała się z zadzwonienia dzwonka na linie z plecakiem, następnie marszu krabem po plaży z workiem z piaskiem i plecakiem, a wracając chodu niedźwiedzia z tym samym obciążeniem, które trzeba było nieść, a nie ciągnąć po piasku. Nie wiem, czemu Luca krzyknął, że to moja konkurencja, najwyraźniej gadał z kimś z Kryptei z CEU, Hiszpanii lub Austrii 🙂 W każdym bądź razie ruszyłem swoim tempem, wyprzedzając wszystkich, zrobiłem 3 kółeczka w mig rozplątując zagadki (była na to minuta) podczas gdy pozstali kończyli pierwsze kółka. Na czwartym podejściu nie rozplątałem drucików, ale na szczęscie miałem jeszcze 4 ogniwa w drużynie. Ktoś rozwiązał ostatnie 2 i tak zakończyliśmy jako drużyna zadanie. A wszystko to na tle cudownie wschodzącego słońca.
Trochę czasu minęło, sekundy szybko pykają podczas takich konkurencji. Zainstalowaliśmy się znowu na paletach dostając wskazówkę, że musimy bardzo ciasno to zrobić, a czemu – to się wkrótce dowiemy. Ubraliśmy buty i ruszyliśmy z paletami 3-krotnie schodząc w morze okrążając kamienne falochrony. Na ostatnim musieli nam pomóc inni – wyżsi koledzy z pozostałych drużyn, bo dziewczyny były za niskie i lustro wody ich zakrywało. Ja na zakręcie płynąłem trzymając ciężar mocno ciągnący w dół, ale przeżyłem. Następnie ruszyliśmy na miasteczko krzycząc We are the Storm, Hurricane Heat. Był to czas, kiedy wolontariusze wyruszali w teren, a pierwsza elita rozgrzewała się na festiwalu. Uwierzcie, nie ma nic bardziej wywołującego dreszcze, jak wspólny okrzyk We are the Storm. Dla mnie to dowód na zgranie zespołu, na zrozumienie, po co tu jesteśmy i czego się nauczyliśmy. Ta wspolna siła miała nam się przydać na ostatnim zadaniu. A było to przejście przez duże Cargo A z najcięższą paletą. Moja głowa tego nie ogarniała. Zastanawiałem się, jak może taka siatka utrzymać 15 osób + tak ciężką paletę, która – tu w zasadzie była ustawione w pionie. Trwało to z pół godziny, ale zrobiliśmy to jako jedna wspólna drużyna. Moc HH została uwolniona. W drużynie siła!
Przeszliśmy wspólnie przez ogień i zatrzymaliśmy się pod sceną ustawiając się w kole, gdzie główny Krypteia zaczął opowiadać wszystkim zgromadzonym, co robiliśmy. Następnie wykonaliśmy symboliczne „10 burpees for HH„, co było zapowiadane wcześniej na social media. Spartanie, którzy rozgrzewali się przed biegiem, zaczęli dołączać do nas. To było strasznie wzruszające. Nie powiem, rozkleiłem się. Emocje puściły. Ale pozytywnie. Na takie zakończenie liczyłem.
To nie koniec włoskiej przygody, wiem, że mogę tu wrócić i powalczyć o kolejne ekstremalne wspomnienia. Z pewnością tak się stanie. Prędzej czy później.
Carlo, Luca, Massimiliano, Giuseppe – dziękuję za przyjęcie i wspaniały event.
3 komentarze
Piękne zdjęcia, wspaniała relacja- magia 🙂
Dziękuję ?
Mega czad super gratulacje Andrzej jest moc pozdrawiam serdecznie ????????